czwartek, 27 grudnia 2012

Sarita Mandanna „Tygrysie Wzgórza”


Autor: Sarita Mandanna
Tytuł: Tygrysie wzgórza
Wydawnictwo: Biblioteka Akustyczna
Rok wydania: 2011
Typ: audiobook
Czas: 1320
Lektor: Janusz Zadura
Źródło: Audeo

OPIS TREŚCI


Kiedy za oknem zima (chociaż akurat teraz nie do końca, bo termometr pokazuje dziesięć stopni na plusie), najchętniej uwiłabym sobie gniazdko z kołdry i poduszek, zrobiła zapas herbaty, książek oraz słodyczy i nie wychodziła do czasu aż wiosna przyjdzie na stałe. Niestety takiej możliwości nie mam, więc znalazłam sposób, żeby chociaż myśli od panującego zimna odsunąć.

Przez ostatnie dwa tygodnie, codziennie w drodze do i z pracy, przy sprzątaniu i gotowaniu, Janusz Zadura czytał mi „Tygrysie wzgórza”. Było to tym cudowniejsze, że audiobooka zaczynałam słuchać jeszcze wtedy, gdy na chodnikach zalegały zaspy śniegu i nikt nie nadążał z ich odgarnianiem. Także dzielnie brnęłam przez ten zimowy, mroźny pejzaż wyobrażając sobie niesamowity klimat Indii, egzotyczne potrawy, fascynującą kulturę i przepiękne stroje.

Bohaterką powieści jest Dewi, która zostaje nam przedstawiona jeszcze przed narodzinami i poznajemy jej historię od samego początku. Nie będę zagłębiała się w treść książki, bo właściwie wygląda ona tak jak życie. Pełna jest krótszych i dłuższych wątków. Jedne kończą się szybko, inne ciągną aż do ostatniej strony. Historie miłosne, tragedie rodzinne, narodziny i śmierci, czyli wszystko to czego sami doświadczamy. Wprawdzie książka promowana jest jako indyjskie „Przeminęło z wiatrem”, jednak nie należy się tym zbytnio sugerować. „Tygrysie wzgórza” nie są wcale opasłym romansidłem. Oczywiście wątek miłosny nie został w historii pominięty, jednak okazuje się być tylko niewielką częścią całości. Nie sprawia to jednak, że staje się płytki, wręcz przeciwnie, jeszcze wzmaga emocje czytelnika.

Najbardziej podobało mi się to, że najważniejsze postaci nie są traktowane w książce po macoszemu. Poznajemy również historię każdego, kto odegrał w życiu Dewi ważną rolę (bezpośrednio lub też pośrednio). Dzięki temu czułam się trochę jak członek rodziny i wszystkie wydarzenia bardzo przeżywałam. Najmocniej wpłynęła na mnie historia Dewany, czyli przyjaciela z dzieciństwa Dewi. Nie będę zdradzać szczegółów, powiem tylko, że przez większość powieści współczułam mu tak mocno, że do teraz zbierają mi się łzy w oczach. A ponieważ rzadko zdarza mi się płakać nad książką czy podczas filmu, ta reakcja najlepiej oddaje jak dobrze historia jest przedstawiona.

Właściwie tylko jedno nie podobało mi się w tej powieści, a mianowicie zakończenie. Być może jestem nieco dziwna, ale nie lubię takich zupełnie szczęśliwych zakończeń, bo są po prostu nieprawdziwe. Pewnie właśnie dlatego urzekł mnie Jonathan Carroll, u którego trudno stwierdzić czy powieść kończy się dobrze czy źle. W ostatni rozdziale „Tygrysich wzgórz” wszystko się układa, ale w sposób dość naturalny i to mi się podobało. Jednak epilog był już nieco przesadzony i w moim odczuciu powieść kończyłaby się lepiej (nie w kwestii szczęścia a odbioru historii) bez niego.

Szczerze mówiąc, kiedy odsłuchiwałam fragmentu audiobooka, byłam rozczarowana lektorem. Głos Janusza Zadury wręcz bił mnie po uszach i nie pozwalał się skupić na treści. Jednak dosłownie po paru sekundach to jakimś cudem mijało i wręcz przestawałam cokolwiek słyszeć, historia po prostu sama wpływała do mojego umysłu.

Jaki jest mój ostateczny werdykt? Po książkę zdecydowanie warto sięgnąć. Szczególnie polecam ją osobom, które tak jak mnie fascynuje kultura Indii. Lubię filmy bollywoodzie, ale mimo obrazu, nie dowiedziałam się z nich tylu rzeczy co z „Tygrysich wzgórz”. Przyznam jednak, że w tym wypadku audiobook nie sprawdził się do końca. Mam jakieś takie przyzwyczajenie, że czytając książkę nigdy nie odczytuję do końca obcojęzycznych imion. Zwykle zapamiętuję ich wygląd i dalej w książce w ten właśnie sposób kojarzę poszczególnych bohaterów. W przypadku audiobooka było to trochę utrudnione i to tym bardziej, że niektóre imiona nie zdradzały mi płci ich właściciela i czasami zajmowało mi chwilę zanim się zorientowałam o kim konkretnie była mowa. Tak czy inaczej książkę polecam bez różnicy czy w wersji audio czy papierowej.

14 komentarzy:

  1. Ja mam tę książkę wysoko na liście do przeczytania "na teraz" bo ma bardzo dobre recenzje.
    Tak czasem bywa że lektor dbiera przyjemność obcowania z lekturą. Ja teraz słucham "Ja diablica" którą czyta Magdalena Wójcik i mimo że czasem za bardzo się wczuwa, to słucha mi się jej z wielką przyjemnością.
    Wyłącz, proszę Cię, weryfikację obrazkową, bo przyprawa o oczopląs :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie polecam i jestem ciekawa Twojej opinii. :)

      Weryfikacja chyba sama się włączyła od początku, bo nie przypominam sobie, żebym ja coś ustawiała, ale już się jej pozbyłam. ;)

      Usuń
    2. Tak, to cholerstwo od początku jest aktywne.
      Książek "na teraz" mam sporą ilość a ciągle dochodzą nowe, szczególnie w okresie okołoświątecznym :) Teraz mało piszę a za to każdą chwilę poświęcam na czytanie.

      Usuń
  2. Też nie lubię takich zakończeń, w których wszystko dobrze się kończy, ale jak cała książka jest dobra to chyba można je przeboleć :) I właśnie to lubię w audiobookach - mogą nam towarzyszyć przez cały dzień, a lektura mija niepostrzeżenie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbym chciała szczęśliwe zakończenie to obejrzałabym jakiś typowy hollywoodzki film. ;)

      Usuń
  3. Ciekawa, egzotyczna historia. Co do szczęśliwych zakończeń - miałam ostatnio podobne odczucia (chodziło jednak o inną książkę). Czasem lepiej napisać mniej, niż przesadzić - w którąkolwiek stronę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami mam wrażenie, że autorzy na siłę wymyślają zakończenie i to w takich książkach, w których nawet niedopowiedzenie byłoby lepsze niż to co ostatecznie napisali.

      Usuń
  4. Czaję się na ten tytuł już od jakiegoś czasu :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli się czaisz to tym bardziej polecam. Ja się czaiłam jakiś rok i się nie zawiodłam. :)

      Usuń
  5. Zakupiłam, a po Twojej opinii mam pewność, że będę zadowolona

    OdpowiedzUsuń
  6. A to ciekawe. Ja podobnie się zachwuję, gdy czytam książkę - tzn. obcojęzyczne wyrazy czy imiona raczej zapamiętuję z wyglądu niż czytam ale w przypadku audiobooków zawsze cieszy mnie to, że autor odwala za mnie robotę i po prostu poprawnie je czyta a ja zapamiętuję ;-) Tygrysie Wzgórza bardzo mi się spodobały i miło zaskoczyły bo zakładałam że będzie to typowa hinduska opowieść - otrzymałam o wiele więcej. Racja że epilog był zupełnie niepotrzeby jednak wspomnienie wielu godzin z naprawdę ciekawym audiobookiem pozostało :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie mam ten problem, że obcojęzyczne imiona niekoniecznie zapamiętuje, nawet jak ktoś mi je przeczyta. :) Jednak zwykle wystarczyła zaledwie chwila, żebym zorientowała się o kim jest mowa.

      Usuń
  7. Nie przepadam za takim książkami ale ta mnie jakoś zainteresowała, chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj zdecydowanie warto! Jeśli moja opinia Cię nie przekonuje tak zupełnie, to pod koniec stycznia na blogu Meme pojawi się recenzja, a w mailu dziękowała mi za polecenie "Tygrysich Wzgórz". :)

      Usuń