piątek, 2 sierpnia 2013

Renata Chaczko „Gracze”


Autor: Renata Chaczko
Tytuł: Gracze
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2012
Typ: książka
Strony: 248
Źródło: Sylwuch

OPIS TREŚCI




Niefortunnie przed rozpoczęciem lektury „Graczy” zerknęłam na notkę o autorce na okładce książki. Widok roku urodzenia 1985 bardzo negatywnie mnie nastawił, bo co taka młódka może wiedzieć o życiu i tym bardziej dobrze pisać? Wprawdzie sama jestem jeszcze młodsza, ale otwarcie się przyznaję, że uważam się za „siksę”. No a przecież między mną a rocznikiem ’85 nie ma tak dużej różnicy, więc automatycznie mam o nim podobne zdanie co o sobie. Jednak mimo tego postanowiłam sprawdzić co tam pani Chaczko ma do zaoferowania (bo w końcu 28 lat to nie tak mało), chociaż nie nastawiałam się na wiele.

Z takim nieco kiepskim nastawieniem zaczęłam czytać „Graczy”. Pierwsze strony bardzo mnie denerwowały. Książka podzielona jest na rozdziały, a każdy z nich dotyczy innej postaci i pisany jest z jej punktu widzenia. Zaczynamy od poznania Marty, kompletnej idiotki, która bez jakiegoś konkretnego powodu postanawia się zabić (według mnie z nudów). Nie chce zrobić tego w swoim warszawskim mieszkaniu, więc wynajmuje pokój w pięciogwiazdkowym hotelu we Wrocławiu, gdzie spędza czas na masturbowaniu się do gang bangu z udziałem blondynki i grupy czarnych facetów… I jeszcze w słowotok o swoim nieszczęściu wtrąca angielskie słówka. Mieściło się to na zaledwie trzech stronach i po tych trzech stronach odłożyłam tę książkę z myślą, że już na dobre.

Jednak akurat tak się złożyło, że za powieść zabrałam się leżąc w łóżku z gorączką, więc z braku czegoś ciekawszego do roboty (ile można seriale oglądać), zmusiłam się do dalszego czytania. I bardzo dobrze, bo potem robi się ciekawie i mniej denerwująco. Przez całą książkę poznajemy plejadę bohaterów, przez których ręce płynnie przechodzi jedna zapalniczka, którą Marta zdobyła przypadkiem od byłego (jednorazowego) kochanka. Oczywiście oprócz zapalniczki jest jeszcze jedna rzecz. Wszystkich po kolei łączy seks, który wiąże ich „łańcuchem” od pierwszej postaci do ostatniej.

W powieści bardzo mi się podobało, że poznawaliśmy myśli każdego z bohaterów po kolei. Ileż to razy chciało się wiedzieć co myśli druga osoba. Czy nas lubi? Czy nie ma jakiś ukrytych motywów? Tutaj było to możliwe. Najpierw „oglądamy” spotkanie z perspektywy jednej postaci, a następnie przemyślenia kolejnej, która opowiada również o następnej. No i oczywiście zawsze na koniec każdego rozdziału zapalniczka przechodzi dalej.

Niektórzy czytelnicy zarzucają powieści, że jest napisana zbyt prostym językiem. Ja natomiast uważam, że taki język ją uwiarygadnia, w końcu są to myśli bohaterów. Przeszkadzało mi tylko wspomniane wcześniej wtrącanie angielskich słówek. Owszem, samej zdarza mi się czasami powiedzieć „anyways” zamiast „w każdym razie”, jednak w myślach nigdy nie używam „whatever” albo „c’mon”, dlatego wydawało mi się to bardzo sztuczne.

Warto zaznaczyć jedną rzecz. Jeśli jesteście nastawieni na gorącą powieść erotyczną to się mocno rozczarujecie. Opisy zbliżeń są bardzo lakoniczne, właściwie można je określić jako „parę pchnięć i koniec”. Pod tym względem męska część postaci była bardzo egoistyczna i szczerze wątpię, żeby którakolwiek z kobiet zdążyła w ogóle coś poczuć. Jedna nawet przyznaje przed sobą, że „prawie miała orgazm”. Dodatkowo epilog nazwany „Apokalipsa” miał za zadanie uderzyć czytelnika w twarz. Jednak tak naprawdę nie jest on tak straszny jak się wydaje.

Szczerze powiem, że na początku książka zrobiła na mnie spore wrażenie, bo nie spodziewałam się takiego zakończenia i nie wiedziałam zbyt dużo na temat w nim zawarty. Jednak po doczytaniu informacji, cała historia staje się… mdła? Nie potrafię znaleźć odpowiedniego słowa. Zakończenie jest poniekąd otwarte, ale prawdopodobieństwo najczarniejszego scenariusza niewielkie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz