środa, 9 października 2013

Emily Brontë „Wichrowe Wzgórza”


Autor: Emily Brontë
Tytuł: Wichrowe Wzgórza
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 1847
Typ: książka
Strony: 382
Źródło: Empik

OPIS TREŚCI




Jeszcze nie tak dawno temu, w każdą rubryczkę „hobby” wpisywałam konkretnie „literaturę współczesną”. Wynikało to głównie z mojej bezpodstawnej niechęci do autorów, którzy zmarli na długo przed moim urodzeniem. Taki trochę „nieboszczykowy” rasizm. Na całe szczęście dla mnie, udało mi się uporać z tą przypadłością i teraz nadrabiam braki w lekturze. Ponieważ swojego czasu byłam zachwycona „Przeminęło z wiatrem”, postanowiłam znowu sięgnąć po klasykę romansu i tym sposobem padło na „Wichrowe Wzgórza”.

Po powieści spodziewałam się rozwlekłej (aczkolwiek interesującej) historii miłosnej. Dostałam jednak coś innego. Nie mogę powiedzieć, że czuję się rozczarowana, ale nie byłam przygotowana na tyle nieszczęścia, złości i bezsilności. Dlatego, chociaż na stronach przewinęło się kilka różnych uczuć, nie nazwałabym tej książki romansem. Jeśli już pokusić się o krótkie przedstawienie treści, określiłabym ją jako historię wzgardzonego mężczyzny, który celem swojego życia uczynił zemstę na wszystkich, którzy choć trochę związani są z jego nieszczęściem.

Miałam jeden problem z „Wichrowymi Wzgórzami”. Nie potrafiłam się przywiązać do bohaterów. Wszystkich uważałam za naiwnych idiotów, którzy podejmują najgorsze możliwe decyzje. Sympatię czułam tylko do Edgara, który był po prostu dobry, pod każdym względem, oraz do pani Dean, gospodyni, która wydawała się jedyną trzeźwo myślącą osobą. Reszta postaci niezmiernie mnie denerwowała, głównie ze względu na wcześniej wspomnianą naiwność, która (prędzej czy później) prowadziła ich do zguby. Chciałam jednak zaznaczyć, że nie wynikało to z braku talentu autorki. Każdy charakter był bardzo wyrazisty, ale niekoniecznie budzący ciepłe uczucia.

Mimo historii kilku uczuć, miłości tak naprawdę jest niewiele. Dlatego też powiedziałabym, że powieść bardziej traktuje o nienawiści tak głębokiej i zakorzenionej, że niemożliwej do złagodzenia. Przy czym nie wynikała ona jedynie ze złamanego serca, które było w zasadzie kroplą, która przepełnia czarę. Jako podstawę tej nienawiści wskazałabym podłe traktowanie, zepchnięcie na margines i brak zwykłej ludzkiej życzliwości. Gdy po trudnym dzieciństwie nadchodzą tylko nieszczęścia dorosłego życia, trudno o stabilność emocjonalną. A tam gdzie na jednych czeka depresja, innym w udziale przypada zatruwające pragnienie zemsty, które trwa latami gubiąc gdzieś po drodze sens.

Tyle właściwie mam do powiedzenia na temat książki. Zdecydowanie ją polecam, nie tylko ze względu na to, że jest to klasyczna powieść, ale dlatego, że naprawdę warto ją przeczytać. Nie nastawiajcie się jednak na typowy romans, uroczą główną bohaterkę, która próbuje podbić serce przystojnego mężczyzny. To znajdziecie w „Przeminęło z wiatrem”. Po „Wichrowych Wzgórzach” oczekujcie raczej konsekwencji niewłaściwego lokowania uczuć, opowieści nie o pięknej miłości, a jej destrukcyjnej sile.

***

Wprawdzie napisałam tę recenzję już jakiś czas temu, publikuję ją dopiero teraz. Głównie dlatego, że Tomek stwierdził „stać Cię na więcej”. Być może ma rację, jednak zwyczajnie brakuje mi na to czasu. Ostatnio biegałam z pracy do Tomka, na uczelnię, na jogę, po zakupy, do lekarza. A kiedy już trafiała się wolna chwila, to mój mózg był tak wyprany, że wolałam zająć się czymś wymagającym niewiele mojego skupienia.

Mam nadzieję, że niedługo trochę się u mnie uspokoi. Teraz przede wszystkim powinnam się skupić i w końcu napisać pracę magisterską, obronić się i uwolnić się raz na zawsze od tej przeklętej uczelni. Także trzymajcie za mnie kciuki, może pozytywna energia od Was mnie natchnie...

5 komentarzy:

  1. zgadzam się w niemal 100% (niemal, bo ja akurat zupełnie nie lubiłam Edgara, już prędzej Heathcliffa). ale masz rację, mimo wszystko naprawdę warto przeczytać tę książkę, wspominam ją dobrze.
    a co do "Przeminęło z wiatrem" - jest to moja ulubiona książka, kocham ją tak mocno jak można kochać papierową historię (chociaż i tak jej w ten sposób nie traktuję), a nawet bardziej :) jednak nie zgodziłabym się, że Scarlett próbowała podbić serce Retta. było raczej nie odwrót :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie właśnie Scarlett próbowała uwieść Rhetta, ale nie tyle z miłości co dla własnej korzyści. Poza tym chodziło mi raczej o Ashley'a, bo to jego pragnęła na początku. :) (Jeśli, oczywiście, chodzi Ci o ostatni akapit recenzji.)

      I także uwielbiam "Przeminęło z wiatrem" zarówno w wersji książkowej, jak i filmowej. Mam nawet bluzkę ze sceną pocałunku Rhetta i Scarlett. ;)

      Usuń
  2. Lektura "Wichrowych wzgórz" jeszcze przede mną, ale jestem pewna, że spodobają mi się w 100%! :D
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba jeszcze ie spotkałam się z molem książkowym, który cierpiał na uprzedzenie do nieżyjących autorów ;-)
    Osobiście jestem fanką Wichrowych Wzgórz. Jak dla mnie to powieść targana emocjami, które są tak intensywne, że udzielają się czytelnikowi. Nie jestem pewna czy potrafiłabym napisać jej recenzję, nie sądzę by słowa potrafiły oddać mój stosujek do tej książki...

    Trzymam kciuki za magisterkę ;-)

    OdpowiedzUsuń