piątek, 12 lipca 2013

Jonas Jonasson „Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął”


Autor: Jonas Jonasson
Tytuł: Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2009
Typ: audiobook
Czas: 794 minuty
Lektor: Artur Barciś
Źródło: Merlin

OPIS TREŚCI



Szczerze mówiąc ani tytuł książki, ani jej opis, zupełnie nie zachęciły mnie do sięgnięcia po „Stulatka, który wyskoczył przez okno i zniknął”. Tym bardziej, że na początku przekręciłam ostatnie słowo na „zginął”... A co może być ciekawego w historii popełniającego samobójstwo stulatka? Po poprawnym przeczytaniu tytułu i znalezieniu paru pozytywnych recenzji, zdecydowałam się sięgnąć po audiobooka. W końcu słuchać mogę podczas wykonywania różnych czynności, nie marnując wolnego czasu.

Ze „Stulatkiem...” zapoznałam się już dłuższy czas temu, ale jakoś nie mogłam zebrać się, żeby napisać recenzję. Niemniej jednak nadal pamiętam, jak bardzo mnie książka ubawiła i jak bardzo mi się spodobała. Już na wstępie mogę tę powieść polecić absolutnie każdemu, kto lubi czytać o wymyślnych przygodach przedziwnych bohaterów, a przy tym śmiać się na głos z dialogów. W roli lektora audiobooka wystąpił Artur Barciś, który na początku nieco mnie denerwował, zdołałam się do niego nie tylko przekonać, ale wręcz docenić. Jego interpretacja, szczególnie niektórych dialogów, jest absolutnie bezbłędna! Jak trzeba to potrafi tak huknąć, że zaczynałam się śmiać na głos (przez co ludzie w tramwaju/markecie dziwnie na mnie spoglądali).

Bardzo rzadko zdarza się, żebym nie miała jakiegoś „ale” po przeczytaniu książki. Jednak tym razem było inaczej. Wszystko przyjmowałam bez zastrzeżeń, nawet zakończenie, które w innym przypadku pewnie nie do końca by mi odpowiadało. Może to dlatego, że główny bohater i jego „gang” byli tak pozytywnymi postaciami, że od razu się z nimi zaprzyjaźniłam. Życzyłam im wszystkim jak najlepiej i wręcz z zapartym tchem śledziłam ich poczynania, zarówno te współczesne, jak i z przeszłości Allana.

Jedną z największych zalet książki jest to, że historia z życia stulatka jest wpleciona w prawdziwe wydarzenia historyczne. Szczerze mówiąc nigdy nie miałam głowy do dat, ba, nawet urodzin rodziców długo nie mogłam spamiętać. Natomiast nauczycieli od historii miałam takich, że ani mnie nie zainteresowali ani nie zdążyli przedstawić całego materiału, więc oczywiście najważniejszy XX wiek był traktowany po macoszemu. Dlatego też „Stulatek...” miał dla mnie dodatkową wartość, chociaż oczywiście wydarzenia musiałam nieco „obrać” z tej wymyślonej części.

Trzeba przyznać, że Jonas Jonasson naprawdę wie jak napisać książkę, która nie tylko wciągnie swoją historią, ale również nie znuży językiem. Chyba najbardziej bawiło mnie określanie przez autora postaci w powieści. Najwyraźniej doszedł on do wniosku, że dopóki nie dowiemy się czegoś więcej o jednej z nich, nie można jej nazwać po imieniu. Zaraz na początku książki pojawia się sprzedawca biletów na stacji autobusów, który z racji niepozornego wyglądu był nazywany „Niepozornym”. Natomiast druga napotkana osoba została przedstawiona jako „długowłosy młodzieniec w dżinsowej kurtce z napisem Never Again na plecach” (mogłam coś przekręcić, bo pisałam z pamięci). Co zabawne, za każdym razem kiedy Jonasson wspominał o drugiej z postaci, serwował nam całe to długie określenie. Nie wiem jakbym reagowała na to czytając książkę. Przy słuchaniu chichotałam za każdym razem, bo wydawało mi się to bardzo dowcipne, szczególnie z zabawnym akcentem Artura Barcisia przy angielskich słówkach.

Podsumowanie będzie krótkie. Jestem zachwycona książką, która wyszła spod pióra Jonasa Jonassona, więc jeśli tylko zdecyduje się napisać kolejną, kupuję ją w ciemno. Tak samo jak w ciemno przesłucham każdego audiobooka nagranego przez Artura Barcisia. Natomiast dla każdego nieprzekonanego do książki słuchanej mam jedną wiadomość: to jest ten tytuł, który pomoże się przekonać. Czytanie samemu nie da tyle frajdy, co interpretacja pana Barcisia.

***

Dawno mnie tu nie było. Głównie przez problemy na uczelni i ze zdrowiem. Z jednym już się uporałam, w zeszłą niedzielę zostało mi udzielone absolutorium, czyli symboliczne zakończenie studiowania, pozostało jeszcze zdobyć tytuł magistra. W pracy za to przeszłam na cały etat, ale mam nadzieję, że mimo tego znajdę wystarczająco czasu na czytanie książek. Chociaż na odhaczenie pięćdziesięciu dwóch tytułów w tym roku przestałam już liczyć. Cóż, może w przyszłym!

3 komentarze:

  1. jeśli chodzi o Twój komentarz - nowości niestety mi już (w większości) obrzydły. a "Przeminęło z wiatrem" jestem nie tylko urzeczona - kocham tę książkę całym sercem i jeszcze mocniej!

    a na "Stulatka..." niestety nie mam ochoty, nawet mimo Twojej rekomendacji. jakoś do mnie nie przemawia i tyle :)

    OdpowiedzUsuń
  2. zapowiada się świetnie :D zaraz ściągnę sobie w e-bookowej wersji :D

    zapraszam do siebie, zaczynam recenzjować książki w wersji youtubowej, może przypadnie Ci do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widziałam już kiedyś wiele pozytywnych opinii o tej ksiązce, lecz ja jakoś nie mogę sie do niej przekonać.

    Zapraszam na wakacyjny konkurs na BLASKU KSIĄŻEK: http://blask-ksiazek.blogspot.com/2013/07/wakacyjny-konkurs_14.html

    OdpowiedzUsuń