czwartek, 25 czerwca 2015

Dorota Gąsiorowska „Obietnica Łucji”


Autor: Dorota Gąsiorowska
Tytuł: Obietnica Łucji
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2015
Typ: książka
Strony: 430

OPIS TREŚCI





Nie lubię zostawiać niedoczytanych książek, ale czasami inaczej się nie da. Po prostu ze strony na stronę poziom mojej frustracji tak wzrasta, że zwyczajnie szkoda moich nerwów. Najczęściej zdarza się to w dwóch przypadkach: a) kiedy książka jest naprawdę kiepsko napisana i b) kiedy bohater lub bohaterka ma zupełnie odmienny charakter od mojego. W przypadku „Obietnicy Łucji”, że tak matematycznie to określę, spełnione zostały dwa warunki.

Naprawdę się starałam, naprawdę! Jakoś przymknęłam oko na to, że bohaterka książki, Łucja, jest idealnym przykładem Mary Sue. Ma urodę nieco egzotyczną, ale zarazem przypomina Audrey Hepburn. Jako studentka nie imprezowała, była ułożona i dostawała stypendium za najlepsze wyniki. Poza rzeczonym stypendium otrzymywała rentę po mamie i z tych pieniędzy nie dosyć, że się utrzymywała, to na dodatek co weekend podróżowała po Polsce. Jednak to kosztem jedzenia, dlatego ma taką piękną figurę… Przykłady można mnożyć, ale myślę, że tyle wystarczy.

Trudno jest mi przedstawić, co tak naprawdę mnie zdenerwowało w charakterze Łucji, nie odkrywając przy tym wydarzeń z połowy książki. Dlatego wspomnę tylko, że z każdym rozdziałem coraz bardziej grała mi na nerwach, aż w końcu zwyczajnie nie wytrzymałam. Najbardziej dał mi się we znaki egoizm bohaterki oraz jej zupełny brak empatii. Przy czym wydaje mi się, że Łucja tak naprawdę nie miała tych wad – była po prostu niedoświadczona społecznie (żeby nie powiedzieć głupia) i to było przyczyną nieodpowiednich reakcji na zdarzenia.

Jeśli chodzi o styl pisania autorki, to generalnie samemu językowi nie mam nic do zarzucenia – ot proste czytadło dla kobiet. Natomiast męczyło mnie bardzo jej lenistwo, bo w dobie komputerów tylko tak jestem w stanie to sobie wytłumaczyć. Otóż Łucja wyprowadza się w środku zimy na wieś, żeby pracować jako nauczycielka. Chodzi codziennie do tej szkoły, poznaje uczniów, rozmawia z innymi nauczycielami i zaprzyjaźnia się ze swoją gospodynią, u której wynajmuje pokój. I nagle – bach! – dzisiaj jest kulig, który był planowany od tygodni, ale autorce akurat teraz taki pomysł przyszedł do głowy i nie chciało jej się cofnąć do poprzednich rozdziałów, żeby o przygotowaniach napomknąć wcześniej. Przez to miałam wrażenie, że nie było żadnego większego pomysłu na fabułę, tylko pisanie tego, co akurat wymyśliła.

Ogólnie książki nie polecam. Niby poważna, smutna, ale jakoś nie potrafiła mnie wzruszyć, a bohaterka przekonać do siebie. Wiadomo, zbiegi okoliczności są podstawą książek, ale tutaj były jakoś zbyt nachalne i mało naturalne. W ogólnym rozrachunku stwierdzam, że powieść może się niektórym spodobać, ale raczej mało wymagającym czytelnikom i jako czytadło na wakacje, jesienno-zimowe czy po prostu deszczowe wieczory. A jeśli szukasz ambitniejszej historii, to szukaj dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz