środa, 29 lipca 2015

Cyril Massarotto „100 czystych stron”


Autor: Cyril Massarotto
Tytuł: 100 czystych stron
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2012
Typ: Książka
Strony: 264

OPIS TREŚCI





Chyba powinnam uważać się za niezwykłą szczęściarę, skoro ostatnią bardzo kiepską książkę czytałam około dziesięć lat temu. Była to powieść „Ewa i złoty kot” autorstwa Joanny Szymczyk. Do dzisiaj pamiętam, że autorka nie wysiliła się nawet, żeby przeprowadzić jakiekolwiek badania. W ten sposób Bluetooth okazał się cudowną hakerską funkcją telefonu, dzięki której można zdanie włamać się do komputera, znajdującego się w tym samym budynku. Cóż, prawdopodobnie można byłoby w to uwierzyć, ale gdy książka została wydana, na rynku pojawiały się pierwsze telefony z kolorowym ekranem, z których się dzwoniło i wysyłało smsy, a czasami grało w grę trochę bardziej zaawansowaną niż kultowy Snake.

Z perspektywy czasu muszę jednak przyznać, że przynajmniej Joanna Szymczyk potrafiła sensownie napisać tę książkę, pomijając błędy merytoryczne. Obecnie moim faworytem w prywatnym plebiscycie Najgorsza Książka, Którą Kiedykolwiek Przeczytałam jest „100 czystych stron” Cyrila Massarotto. Naprawdę nigdy nie spotkałam się z tak płytką powieścią, wręcz nieistniejącymi umiejętnościami pisarskimi oraz nieznajomością kobiet (ja też po pierwszej nocy spędzonej z facetem, wyznaję mu miłość na kartce papieru). Aby wytłumaczyć moją niechęć, posłużę się kilkoma przykładami, także z ostatniego rozdziału, ale chociaż możecie uznać tę recenzję za spoiler, warto przeczytać, żeby wiedzieć, przed czym się uchronić.

Pierwsze, co mnie bardzo denerwowało, to nieumiejętnie napisane dialogi. Na początku główny bohater spotyka w sklepie swoją byłą dziewczynę, która proponuje, żeby poszli do niego na lampkę wina. Wchodzą do mieszkania, wymieniają parę zdań i dziewczyna mówi, że musi już iść. Cóż za marnotrawstwo czasu! Ta rozmowa nie mogła trwać więcej niż pięć minut, jakby nie można było jej przeprowadzić w sklepie. Podobna sytuacja ma miejsce, kiedy główny bohater jedzie razem ze swoim najlepszym przyjacielem do jego babci. Babcia wieczorem opowiada mu długą historię, której opowiedzenie trwało również pięć minut (albo mniej). Po tym wyczerpującym monologu staruszka była bardzo zmęczona i musiała się zdrzemnąć…

Druga rzecz – zupełny brak ludzkich i naturalnych odruchów wśród postaci w książce. Pytanie: co zrobi kobieta, która nakryła swojego chłopaka w domu w towarzystwie jego byłej dziewczyny, nagiej? Odpowiedź brzmi: o nic nie zapyta, ucieknie, zaszyje się w pokoju hotelowym i spróbuje popełnić samobójstwo (w końcu każda kobieta żyje tylko dla swojego mężczyzny). Ponadto napisze coś w rodzaju listu pożegnalnego w zeszycie, do którego będzie się zwracać per zeszyciku. Wspomnę tylko, że mowa o dojrzałej kobiecie, lat trzydzieści kilka, a nie o nastolatce.

No i trzecia kwestia – akcja dzieje się przez rok. A właściwie od zdarzeń w pierwszej strony do epilogu upływa rok. I w przeciągu tego czasu główny bohater zdołał doprowadzić swoją ukochaną do próby samobójczej, ale także spłodzić syna (czyli ciąża musiała być już na tyle zaawansowana, żeby można było poznać płeć). Nie wiem, może to ja jeszcze jestem młoda i nigdzie mi się nie spieszy, ale taki ekspres to przesada nawet w przypadku trzydziestoparolatków.

Książka ma 264 strony (o 264 za dużo…) przy czym czcionka jest tak duża, że moja babcia spokojnie odczytałaby ją bez swoich okularów. Myślę, że gdyby wykorzystać normalną wielkość i dołożyć brakujące strony do oryginalnych 264, to być może nawet dałoby się to przeczytać. Niestety w obecnej postaci jest to nieśmieszny żart z czytelnika, który wydał pieniądze, żeby ten gniot przeczytać. W moim przypadku było to na szczęście tylko 10 zł, wydane na przecenie w Tesco (bo ta książka nie zasługuje, żeby trafić do księgarni).

Podsumowując, pewnie Was nie zaskoczy, że zdecydowanie polecam odłożyć tę książkę na półkę w księgarni, powoli się wycofać i nigdy więcej do niej nie podchodzić. Pomysł na powieść może i wydaje się ciekawy, jednak faktycznie ciekawy byłby, gdyby przelał go na papier ktoś, kto umie pisać. Cyril Massarotto po sukcesie swojej pierwszej książki zrezygnował z pracy w żłobku, ale myślę, że powinien rozważyć powrót. Szkoda drzew na jego marne wypociny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz